Lipiec. Ale czy na pewno...? I ptysie nie tylko dla Ptysi

Lipiec. Ale czy na pewno...? I ptysie nie tylko dla Ptysi

Lipiec stroi sobie z nas żarty. Na palcach jednej ręki policzę, ile razy włożyłam letnią sukienkę czy sandały. A ja tak kocham letnie sukienki! Mam ich już naprawdę całkiem sporo, ciągle znajduję też nowe, które mam ochotę kupić. Bo są takie lekkie, zwiewne i dziewczęce, bo pięknie się w nich wygląda i nie wymagają absolutnie żadnego wysiłku przy noszeniu. Kiedyś cierpiałam na ich niedobór; w czasach, gdy zza zasłony wszechobecnej czerni zaczęłam dostrzegać inne kolory. Powoli zakochałam się w czerwieni i bieli, zieleni, a nawet błękicie i pudrowym różu. Ciągle mam w szafie sukienkę z tamtych czasów - białą w chabry; z chabrowymi tasiemkami. Rzadko ją noszę, ale nie potrafię się z nią rozstać - mam do niej ogromny sentyment. Zaraz myślę o chabrowych wiankach, które Mama plotła dla mnie latem, gdy sama jeszcze nie potrafiłam...
Wracając do sedna - pogoda nas nie rozpieszcza w te wakacje. Po tygodniu upałów, o którym już niemal zapomniałam i wręcz ciężko mi uwierzyć, że nie miał miejsca w jakimś innym życiu, deszcz rozpadał się na dobre. Rzęsiste ulewy, mżawki, pojedyncze krople i lekkie, rześkie opady - do wyboru, do koloru. Choć nie! Świat przybrał barwy najróżniejszych odcieni szarości - jeśli gustujecie w nieco inne palecie, nic tu dla Was.
Wczoraj, po przebudzeniu, wypatrywałam chwili przerwy na spacer z psą. Gdy na chwilę ucichł jednostajny szum, ubrałam się szybko i zabrałam Ptysię na dwór. Niestety - najkrótsza spacerowa trasa tym razem okazała się za długa, i obie wróciłyśmy mokre. Biedna psa, jeszcze bardziej niż ja. Ach, gdybyście tylko widzieli tę minę, te okrągłe oczy wpatrujące się we mnie z niemym wyrzutem! A co ja poradzę...? Kontrolę nad własnym życiem przejęłam już jakiś czas temu; nie zapowiada się jednak, żeby pogoda poszła w życia ślady. Bierzemy to, co nam daje, czy nam się to podoba, czy nie. A jak nie, najlepiej zamknąć się w domu, pod dachem, gdzie deszczowe krople nie wyrządzą nam szkody. Zaparzyć gorącej herbaty, i zjeść sobie do niej ptysia. Z jagodowym kremem najlepiej.
To taki prosty deser - ciasto parzone, bita śmietana i świeże borówki. Ja do środka dodałam niespodziankę w postaci curdu, który specjalnie z myślą o tym deserze przygotowałam. Wyszło lekko i lekko, taki deser schyłku lata. Aż mi troszkę smutno, gdy o tym pomyślę...
Ptysie jagodowe
Zdjęcie - Lipiec. Ale czy na pewno...? I ptysie nie tylko dla Ptysi - Przepisy kulinarne ze zdjęciami Składniki: (na 6-8 ptysi)

  • 125 ml wody
  • 65 g masła
  • 85 g mąki pszennej
  • 2 jajka


nadzienie:


dodatkowo:

  • 100 g serka mascarpone
  • 300 ml śmietany kremówki (38%)
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego
  • 150 g borówek amerykańskich


Wodę z masłem zagotować w garnuszku o grubym dnie. Gdy masło się rozpuści, dodać przesianą mąkę, intensywnie mieszając. Podgrzewać, aż masa zrobi się szklista i zacznie odchodzić od ścianek. Ostudzić.
Do ostudzonej masy po jednym wbijać jajka, dokładnie miksując po każdym dodaniu.
Masę przełożyć do woreczka cukierniczego z tylką w kształcie dużej gwiazdy, wyciskać na blachę wyłożoną papierem do pieczenia okrągłe ptysie, zachowując odstępy (ptysie mocno urosną).
Piec w 200 st. C. przez 20-30 minut. Ostudzić na kratce.
Mascarpone, kremówkę i cukier waniliowy ubić na sztywno. Przełożyć masę do woreczka cukierniczego z tylko w kształcie gwiazdy.
Ptysie przekroić na pół w poziomie, wycisnąć krem na brzegach, środki wypełniając curdem. Udekorować borówkami.
Smacznego!
Przepis bierze udział w konkursie u Alicji. Można wygrać zupełnie wyjątkowe talerze i podstawki, które szalenie mi się spodobały. Trzymajcie kciuki!

Kategorie przepisów