Brændte mandler, czyli duńskie smakołyki świąteczne

Brændte mandler, czyli duńskie smakołyki świąteczne

Odkąd mieszkam w Danii, miewam od czasu do czasu napady tęsknoty za Polską. Za Mamą i Tatą, za językiem, który rozumiem mimochodem, zupełnie się nad nim nie zastanawiając, i oczywiście za jedzeniem. Brakuje mi kiszonych ogórków i kapusty, twarogu, pierogów i gołąbków. Szczególnie jednak braki odczuwam w okresie przedświątecznym, bo wiem, że nie zjem karpia (no dobra, akurat karp nigdy nie był moim ulubieńcem; ale, o dziwo, skoro go mieć nie mogę, to właśnie na niego mam chrapkę), słonych śledzi czy uszek, że nie popiję tego wszystkiego barszczem i nie zagryzę drożdżowym makowcem mojej Babci. Oczywiście, co roku stawiam sobie nowe wyzwania: lepię pierogi, robię piernik staropolski (to już ostatni moment, żeby nastawić ciasto!) i gotuję zupy z buraków. Na szczęście Duńczycy nie są zupełnie bez serca, i przyszli mi z pomocą. Już pierwszego roku w grudniu odkryłam rzecz, która nie ma sobie równych. Jeśli nie przekonują Was wysokie zarobki, trzydziesto-siedmio godzinny tydzień pracy i fakt, że Duńczycy są najszczęśliwszym narodem na świecie, jest jeszcze inny powód, dla którego warto się tu przeprowadzić; albo chociaż spędzić czas od listopada aż do Wigilii. Jaki? Brændte mandler, czyli palone migdały. Cóż to takiego? Absolutna rozkosz na języku. Migdały obsmażone w karmelu. Tak, tak, wiem; nie brzmi to zbyt imponująco. Tak właściwie to tylko trzy składniki: migdały, cukier i woda, i, jak się wczoraj okazało, zaledwie dziesięć minut roboty. Ale uwierzcie; czasem najprostsze znaczy najlepsze. Tak właśnie jest w tym wypadku.
Już od początku listopada na deptakach przechodniów kusi głęboki zapach karmelu. Pakowane w papierowe rożki migdały, ciągle jeszcze ciepłe, rozgrzewają nie tylko zmarznięte dłonie, ale też przytłoczone listopadową szarugą dusze. Słodkie, chrupiące; idealne. Co roku wydaję na nie mały majątek, bo po prostu nie umiem się im oprzeć. Tym razem jednak stwierdziłam, że to przecież nie może być aż tak trudne, i zaczęłam szukać przepisu w internecie. Jest ich całe mnóstwo, różnią się nieznacząco proporcjami. Wybrałam ten ze strony Dan Sukker, bo wydawało mi się, że przez stosunkowo niewielki dodatek wody szybciej będą gotowe.

Przygotowanie zajęło mi dosłownie dziesięć minut; są to jednak minuty intensywne, bo na karmel cały czas trzeba mieć oko. Łatwo się przypala, a migdały dosłownie spalone wcale takie dobre nie są. Oczywiście, wariacji jest mnóstwo: z kakao, cynamonem, pomarańczą... Ja zaczęłam od najprostszej, klasycznej wersji, jaką można kupić na ulicach. Moim zdaniem - jest po prostu najlepsza.
Skusicie się na taką świąteczną przekąskę? Gwarantuję, że zaskoczycie swoich gości.
Palone migdały
Zdjęcie - Brændte mandler, czyli duńskie smakołyki świąteczne - Przepisy kulinarne ze zdjęciami
Składniki: (na 1 słoik)

  • 250 g migdałów w skórkach
  • 250 g cukru
  • 75 ml wody

Cukier, wodę i migdały przełożyć na patelnię. Podgrzewać na największej mocy palnika, od czasu do czasu mieszając. Gdy cukier nabierze złoto-brązowej barwy, zmniejszyć płomień i podgrzewać nadal, cały czas mieszając, aż cukier oblepi migdały. Przełożyć migdały na papier do pieczenia. Gdy ostygną, rozdzielić.
Smacznego!
Przepis oczywiście dodaję do akcji Ani:
Zdjęcie - Brændte mandler, czyli duńskie smakołyki świąteczne - Przepisy kulinarne ze zdjęciami

Kategorie przepisów